6.10.23
„ Lubię tę porę roku. Wczesna jesień. Lato jeszcze całkiem nie obumarło.”- Michał Heller (1936)
Co do mnie to bardzo lubię jesień w całości, że tak się wyrażę. Nie tylko tę wczesną kiedy: „ Zieleń walczy z narastającą inwazją złota. W powietrzu unosi się zapach ziemi, przygotowującej się do zimowego odpoczynku.”- jak napisał w „ Podróżach z filozofią w tle” autor dzisiejszego motta ( z tejże lektury zaczerpniętego), laureat Nagrody Templetona i światowej sławy kosmolog i fizyk ks. Michał Heller.
Bardzo lubię patrzeć na spadające liście z drzew. Mam ku temu świetną okazję. Nasz dom otoczony jest lasem. Na wyciągnięcie ręki rosną dwie brzozy niczym siostry bliźniaczki. One pierwsze tracą liście, choć jeszcze niechętnie. Patrząc na spadające liście wcale nie myślę o przemijaniu. Zgadzam się z austriackim pisarzem Peterem Roseggerem, który mówił: „ Liście, które jesienią spadają z drzew, chciałyby się wskazać jako przykład przemijania. Byłby to jednak zły przykład, ponieważ po kilku miesiącach drzewo wypuści nowe liście i nastanie wiosna, dokładnie taka jak była wcześniej”. Jakie zatem przemijanie? Raczej niezawodny, powtarzający się co roku mechanizm odradzania lub cud jak kto woli.
Co ciekawe, można doszukiwać się kontekstu między oderwanym od gałęzi liściem a człowiekiem. Znalazł go Ludwik Hirszfeld znakomity lekarz, pedagog i współodkrywca grup krwi, przekonując, że: „ Najpotężniejsze uczucie szczęścia odczuwamy wówczas, gdy z siebie coś dajemy.[…] Szczęśliwy, kto toruje nowe drogi. Szczęśliwy nawet ten, kto kocha nieszczęśliwie. Tylko ten jest nieszczęśliwy, co nie dąży i nie pragnie, nieszczęśliwy jak liść oderwany od swej gałęzi i gnany bezwolnie przez wiatr jesieni.” – czytam w jego autobiografii „ Historia jednego życia”.
Lubię jesienny czas ponieważ to: „ Cudownych blasków czas! O, dęby, buki, klony i platany, Ciepłych odcieni stubarwne organy”- jak ujął to pięknie poeta trzech pokoleń Leopold Staff w wierszu „ Jesień”. Chyba mniej znanym niż jego „ Deszcz jesienny” co o szyby dzwoni i nastraja pesymistycznie. Sam autor był pogodnym i dowcipnym człowiekiem. Na potwierdzenie taka oto anegdotka. Kiedyś na Krakowskim Przedmieściu Staff spotyka kolegę po piórze Lucjana Rydla, który gdzieś biegnie. Na widok Staffa zatrzymuje się – Gdzie tak biegniesz? – Wyobraź sobie – odpowiada Rydel- że spaceruje sobie spokojnie po rynku a tu podchodzi do mnie ten łobuz i pyta która godzina? To odpowiadam grzecznie, że pół do dwunastej. A on: - To o dwunastej może mnie pan pocałować w dupę! Na co Staff: To gdzie się tak spieszysz, masz jeszcze pół godziny.
A my mamy początek jesieni i kończącą się kampanię wyborczą. Owszem „ Fizjologia wyznacza gadulstwu pewne granice. Ale nonsens tego, co się wygaduje, nie jest ograniczony żadnym prawem przyrody. Mogę powiedzieć największe głupstwo i nie dostanę ani wrzodów na języku, ani padaczki.” – czytam u Mrożka w Małych listach. Ciekawe jakby to było, gdyby nie tylko w czasie kończącej się kampanii wyborczej za wypowiedziane głupstwa, absurdy i kłamstwa, że czarne jest białe, a białe jest czarne mówczyni/ mówca dostawaliby faktycznie wrzodów na języku jak i padaczki. Być może dałoby się tym sposobem naprawić świat. Bo to już najwyższy czas.
Póki co, wracam do jesieni. Jako optymistka szukam w niej optymistycznych akcentów. Na przekór wierszom i piosenkom o jesieni, w których jest więcej smutku niż radości, żalu niż nadziei. Choćby te „ jesienne róże, róże smutne herbaciane”, które „ szepczą cicho o rozstaniu” i „ mówią o pożegnaniu”. Wybieram zatem kasztany, co lecą z drzew „ wprost pod stopy par roześmianych, jak rudy lecą grad…” i radują serca tak dzieci ( zapałczane koniki, a może i dinozaury?) jak i dorosłych (np. kasztanowa nalewka). W tym i moje, bo dzięki lecącym kasztanom łapię optymistyczny akcent jesieni. Także w piosence Czerwonych Gitar „ Jesień idzie przez park” do słów Marka Gaszyńskiego i muzyki Krzysztofa Klenczona, znalazłam optymistyczną nutkę jesieni. Kiedy słyszę „ Jesień, znowu czekam na list./ Jesień, zamiast listu mam liść.” – to myślę, że lepszy liść niż nic, prawda?
Szukajcie a znajdziecie, głosi sentencja z Biblii. Więc znalazłam na jesienną i życiową nostalgię antidotum, którym są …marzenia. Śpiewa o tym Michał Bajor do tekstu Jonasza Kofty i muzyki Janusza Strobla:
„ Gdy spadają jak liście/ Kartki dat z kalendarzy/ Kiedy szaro i mgliście/ Trzeba marzyć/ W chłodnej, pustej godzinie/ Na swój los się odważyć/ Nim twe szczęście cię minie/ Trzeba marzyć”
Uśmiechnij się! ( mimo wszystko)
- Będzie deszcz, łamie mnie w kościach
- A ma pan jaki środek na to łamanie?
- Mam
- To zażyj pan – po co ma padać.
Szpilki nr 39 ( 1945)