19.06.23
„ Choćby cię nie wiem ile podróż kosztowała, choćbyś się nie wiem jak zapożyczył, i tak do domu powrócisz bogatszy” – ks. prof. Michał Heller ( 1936)
Za kilka dni skończy się wiosna i rok szkolny 2022/23. Mamy szczyt sezonu truskawkowego i coraz więcej owoców i warzyw pachnących latem. A jak lato to wakacje i urlopy. Czas na podróże małe i duże.
Stąd dzisiejsze motto, które jest czwartym prawem podróżnika, które kiedyś sformułował sobie ks. prof. Michał Heller wybitny naukowiec, kosmolog i fizyk, laureat Nagrody Templetona ( całą nagrodę - 1,6 mln dolarów przeznaczył na utworzenie Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych w Krakowie). Ks. prof. Heller jest autorem książki „ Podróże z filozofią w tle” ( niestety nie czytałam, ale niebawem zacznę), jest też wytrawnym podróżnikiem i to nie tylko w kosmosie. A te trzy pierwsze prawa podróżnika dotyczą pakowania walizki.
Wracając do podróży małych i dużych, to zapewne rozjedziemy się we wszystkie strony świata. Często z biurem podróży, ale też sami. Ta druga opcja kryje w sobie większą obietnicę przygody niż pierwsza. Dlaczego? „ Jeśli decydujesz się poznać kraj, jadąc dokładnie wytyczonym szlakiem, jesteś na wycieczce. Jeśli udasz się w stronę, która ci przyszła do głowy rano, tuż po przebudzeniu – zdecydowałeś się na przygodę”- odpowiada Maria Siemionow, światowej sławy polska chirurg i transplantolożka. Zaś pasjonat podróży indywidualnej Zbigniew Herbert dodaje: „ Wylądować wieczorem w jakimś mieście, którego nie znam, które przeczuwam, o którym czytałem. Złożyć walizki w pokoiku hotelowym i zanurzyć się w to miasto. Jest to przygoda prawie miłosna”. Poeta w taki właśnie sposób odbył większość swoich podróży: od Francji, przez Włochy, Grecję, Niemcy, Holandię, po USA.
Niemało osób będzie budzić się na RODOS ( Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką). Zapewne nie zabraknie szczęśliwców, którzy spędzą tegoroczne wakacje tam, gdzie jeszcze nie byli. I ta różnorodność jest piękna. A propos. Mąż do żony: - Wiesz, chciałbym spędzić wakacje tam, gdzie jeszcze nigdy nie byłem. – Świetnie, to zapraszam do kuchni.
Jedni są turystkami/ turystami, inni podróżniczkami/ podróżnikami. Między pierwszymi a drugimi są pewne różnice. Otóż: „ Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyjechał zobaczyć” - mawiał Gilbert Chesterton. Za to jedni i drudzy mają coś, co pewnie chciałby każdy. „ Kto podróżuje- ten dwa razy żyje”- przekonywał Christian Andersen.
Wracając do Zbigniewa Herberta to jego podróżniczych rad z pewnością nie podzielają biura podróży. Choćby taką: „ Jeśli bogowie uchronili nas od wycieczek i na szczęście nie wynajęliśmy przewodnika, pierwsze godziny po przybyciu do nowego miasta należy poświęcić na "łażenie", a zasada jest taka "prosto, potem trzecia w lewo, znów prosto i trzecia w prawo". Zresztą jak tłumaczył poeta "systemów jest wiele i wszystkie dobre". I kolejna rada, tym razem z wiersza „ Podróż”: „ Jeśli wybierasz się w podróż, niech będzie to wędrowanie pozornie bez celu, błądzenie po omacku, żebyś nie tylko oczami, ale także dotykiem poznał szorstkość ziemi i abyś całą skórą zmierzył się ze światem”.
"Pozwól o Panie (…) żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne cierpienia" -modlił się Pan Cogito. Podróżnik.
A Wisława Szymborska była turystką czy podróżniczką? Bo oczywiście lubiła podróże, które odbywała przeważnie raz do roku, uprzednio starannie wybierając ich cel. Z wyjątkiem tej do Sztokholmu po odbiór Nagrody Nobla, nazwanej „ tragedią sztokholmską”. Podróże Wisławy były limeryczne, jako że poetka swoje wrażenia zapisywała w przezabawnych limerykach właśnie. Jak choćby taki: „ W miejscowości Corleone można dostać coś w przeponę,/ Skłonność do tych czynów dziatki wysysają z mlekiem matki”.
„W podróży niezbędny jest tylko bilet powrotny” – mówiła Wisława. Niestety 1.02 2012 wybrała się w podróż bez niego.
I na koniec wspomnę Stefana Friedmanna, który swego czasu wcielił się w rolę podróżnika, nazywając się Pepeg z Gumy, nieślubny syn wodza Azteków. Uważał, że: „Cóż wart byłby świat, gdyby go nie przemierzać. Oglądać i opisywać. Wybałuszać gały z zachwytu i tulić uszy z przerażenia. Wędrować, dotykając ziemi stwardniałymi podeszwami tenisówek i bujać w obłokach marzeniami ściętej głowy”
Uśmiechnij się! ( mimo wszystko)
Z podróży Pepega z Gumy powstało kilka arcydzieł. „ Oto niektóre tytuły: Robię sobie kuku na paryskim bruku ( potkłem się wtedy właśnie); Jak prostować banany z Maracany; Z Matysiakiem Gieniem na ognistą ziemię( Poparzone stopy, bąble pełne ropy. Choć się skóra pali- Orbis nie nawali;) W ortalionie przez Patagonię, Skokami z torbami( o życiu kangurów)
„ Dzieła żebrane” Stefan Friedmann
7.06.23
„ Człowiekowi lepiej się żyje, kiedy na coś czeka.” Zdenek Sverak (1936)
Dzisiejsze motto kończy opowiadanie „ Podwójne widzenie” czeskiego autora książek, komika i aktora Zdenka Sveraka, który w 2014 r. otrzymał nagrodę im. Miroslava Švandrlíka przeznaczoną dla autorów najlepszych książek humorystycznych. Swoją drogą szkoda, że u nas nie ma nagrody w tej kategorii .No, ale naszą filozofią życia w przeciwieństwie do Czechów nie jest humor. Ale do rzeczy. Myśl zawarta w motto wydała mi się na tyle krzepiąca, że dzisiejszy wpis będzie o…czekaniu. Pragnę zaznaczyć, że wybrane przeze mnie przykłady w żadnym razie nie wyczerpują tematu.
„ Czekam na wiatr, co rozgoni / Ciemne skłębione zasłony / Stanę wtedy na "RAZ!" / Ze słońcem twarzą w twarz”- śpiewała Kora, ale myślę sobie, że kiedy: „ Chmury wiszą nad miastem, ciemno[…]Powietrze lepkie i gęste, wilgoć osiada na twarzach/ Ptak smętnie siedzi na drzewie, leniwie pióra wygładza” to pewnie dużo więcej ludzi czeka na wiatr, co rozgoni…
Na co jeszcze można czekać? Otóż, wbrew powszechnej opinii „ nie każdy chce wyglądać jak najmłodziej”- twierdzi 77-letnia dziś Diane von Furstenberg, która mówi dalej tak: „ Ja nigdy nie chciałam. Chciałam być kobietą. Nie mogę się doczekać, kiedy ta moda przeminie i wahadło przesunie się w drugą stronę, ponieważ panująca obecnie obsesja młodości jest absurdalna, straszna - i smutna.” Nie wiem dlaczego, ale wypowiedź belgijskiej projektantki mody przypomniała mi o pewnej sztuce Becketta. Czyżby chodziło o daremność czekania?
„ Czekając na Godota” to pesymizm ponoć,/ Bo choć wszyscy czekają, facet z przyjściem zwleka…/ A ja w tym optymizmu widzę nieskończoność./ Gdy w ogóle na kogoś ( lub na coś) się czeka.” – przekonywał Antoni Marianowicz, polski poeta, prozaik i satyryk.
"Im jesteśmy starsi, tym mniej rzeczy wydaje się wartych czekania w kolejce."- twierdził Will Roger, amerykański artysta wodewilowy. Hola, hola… powiedziałaby na te słowa 75. letnia Agatha Christie będąc wówczas zdania, że co prawda: „ Koniec z długimi spacerami i, niestety z kąpielami morskimi; z befsztykami, jabłkami i jeżynami ( zęby już nie te), z czytaniem drobnego druku.” , ale w dalszym ciągu pozostaje mnóstwo przyjemności na które warto czekać. I tu wymieniłaby: „ Opera, koncerty, lektura i bodaj najlepsze- słońce, łagodna senność.”
Dlatego nigdy nie wolno mówić i to bez względu na wiek: „ : - Już mnie nic w życiu nie czeka…Czeka, czeka.”- napisała w jednym z felietonów Ewa Szumańska. A potwierdzeniem, że warto na coś czekać jest 99-letnia mieszkanka Sardynii, Pani Francesca Careddu z miasta Noro, która osiemdziesiąt lat czekała na słowa przewodniczącego komisji egzaminacyjnej, który ogłosił: „Careddu Francesca urodzona 16 stycznia 1915 roku celująco zdała egzamin i otrzymuje świadectwo ukończenia gimnazjum”. Słowa, po których nie tylko w jej oczach pojawiły się łzy szczęścia.
A na co czekał Jan Brzechwa? „ Pojednany z chorobą czekam na sen wieczny,/ Ale przecież od dawna bezsenność mnie trapi,/ Żaden środek nasenny nie jest dość skuteczny, / Czyż nie ma na tym świecie mądrzejszej terapii?[…] – Jest- szepnął mi do ucha lekarz zaufany […] Ja znam sposób, posłuchaj: licz w myślach barany[…] Wtem- po sto dziewiętnastym, w ścianie przed otworem/ Zamiast sto dwudziestego, jak rachunki każą,/ Ujrzałem nie barana, ale Sophię Loren!/ Sen wieczny diabli wzięli. I wierz tu lekarzom.”
Ale nie tylko ludzie czekają. „ Już czeka na mnie Bóg,/ Bym pył otrzepał z nóg./ Lecz kusi tyle dróg-/ Jakżebym ustać mógł.”- a to już Jan Sztaudynger.
Co jeszcze? „ Zmęczony życiem i zamknięty w ciasnym świecie przedmiotów zbytecznych i niepotrzebnych. Idź do lasu! Czekają na ciebie drzewa. Wspaniałe drzewa. Karmiące się ciszą i sokami ziemi aż do ostatniej gałązki wznoszą się do góry” – podpowiada Phil Bosmans, a Wincenty Pol dodałby: „W góry! W góry, miły barcie! Tam swoboda czeka na cię”
„ Czekam cierpliwie i myślę: każde zło przynosi z sobą jakieś dobro” – wyznał Ludwig van Beethoven. A ja myślę, że u progu lata niemało osób czeka już na …jesień. Zwłaszcza po niedzieli 4.czerwca. Trawestując Mariana Hemara powiem w ich- i swoim- imieniu tak: „ Byle do jesieni / Byle do jesieni, a potem – kto wie…/ Już nadzieja upaja, / Już mi siły podwaja./Byle tylko do października. / […] / Byle przeczekać / Byle doczekać” A wtedy każdy będzie mógł wybrać i to na dwa sposoby. Podobnie jak: „ Są dwa sposoby na to, żeby znaleźć się na wierzchołku dębu. Jeden, to usiąść na żołędziu i czekać. Drugi to wspiąć się na drzewo”- powiedział twórca hoteli Holidey Inn, Kemmons Wilson.
A na co nie warto czekać? „ Trzeba śmiać się nie czekając na szczęście, bo gotowiśmy umrzeć, nie uśmiechnąwszy się ani razu.”- a to Jean de La Bruyere
Uśmiechnij się!( mimo wszystko)
Wieczór. Babcia i dziadek leża w łóżku.
- Kochanie – zagaduje babcia- a zęby umyłeś?
- Tak, najdroższa – odpowiada dziadek – Twoje też…
20.05.23
„ Skowronku! Cóż cię tak rano zbudziło?/ Do wschodu słońca ma być jeszcze wiele.” – Franciszek Karpiński (1741- 1825)
Od jakiegoś czasu, mimo że nie zamawiałam budzenia szarym świtem, czyli gdzieś w okolicach 4. rano, to właśnie o tej porze budzą mnie …ptaki. Oznacza to, że „ Dla mnie Noc skończyła się i dzień już bliski.../ Ziemię całą przepełnia wesele.../ Z leśnych gęstwin kwiecistej kołyski/ biją w niebo ptaszęce kapele...” – podpisuję się pod tymi słowami Juliana Ejsmonda tym bardziej, że mieszkam w lesie. A te ptaszęce kapele, „ci codzienni prorocy niepamięci i pamięci już przed pierwszym brzaskiem są mocno rozśpiewani”. Możliwe, że powinnam być im wdzięczna, bo mogłabym rozpocząć wcześniej dzień. Poza tym „ Nic nie tchnie taką świeżością jak przedświt i brzask nowego dnia”- jak twierdził George Santayana czy też jak śpiewała Marlena Drozdowska w złotym przeboju „ Radość o poranku”: „ Jak dobrze wstać/ Skoro świt/ Jutrzenki blask/ Duszkiem pić/ Nim w górze tam/ Skowronek zacznie tryl/ Jak dobrze wcześnie wstać/ Dla tych chwil”. Niestety nie jestem rannym ptaszkiem, tym przysłowiowym skowronkiem. Dlatego zamiast wstawać, leżę sobie i słucham jak „ ptactwo dyskutuje o życiu: swarliwie, wojowniczo, nostalgicznie, pochwalnie, radośnie”- że wspomogę się już drugim cytatem z „Listowieści” Richarda Powersa.
Jednocześnie przyznaję rację Platonowi, który radził: „ Rankiem szukajcie samotności aby Natura mogła przemówić do was tak, jak nigdy nie przemawia w tłumie” – a przypomniał o tym zaleceniu ucznia Sokratesa, amerykański mędrzec Emerson.
„ Wczesny ranek. Wyruszyć o świcie. Podróżować dookoła, wyprzedzając słońce, ukraść mu cały dzień. Robić tak bez końca i nie starzeć się ani o dzień”- to propozycja Jamesa Joyca, która brzmi niczym eliksir młodości. Oczywiście na wyłączność rannych ptaszków.
Koniec maja to jeszcze nie czerwiec i nie pora na czereśnie. Co wcale nie oznacza, że ich nie ma na targowiskach. Co prawda to czereśnie z Turcji lub Włoch, a cena jak na polską kieszeń kosmiczna. Kto marzył o podboju kosmosu ma tym samym świetną okazję by tego dokonać. Zresztą ceny wielu innych produktów też nie są bez szans w kosmicznych podbojach.
Julian Tuwim, żeby mieć czereśnie czekał jednak do czerwca. Wówczas „ Rwałem dziś rano czereśnie,/ Ciemnoczerwone czereśnie,/ W ogrodzie było ćwierkliwie,/ Słonecznie, rośnie i wcześnie.”- napisał w wierszu „ Czereśnie”.
Wracam zatem do porannych zajęć. Na przykład indyjski poeta i niezwykle uduchowiony człowiek, Rabindranath Tagore zwierzał się: „ Usiadłem tego ranka w mym oknie, przy którym świat, jak przechodzień, zatrzymuje się na chwilę, pozdrawia mnie skinieniem i idzie dalej”. Takimi zwierzeniami może dzielić się z innymi tylko ktoś, kto czuje jedność ze światem w swej codzienności. Indyjski noblista w jednej ze swoich pieśni opisuje pierwszy krok na drodze prowadzącej do owej jedności: „ Otwórz oczy i patrz! Czuj ten świat jak żywy flet odczułby przenikające go tchnienie muzyki, zrozumiej powitanie radości twórczej w głębinach twej świadomości. Wyjdź naprzeciw tego świata porannego we wzniosłości swego istnienia, jako że jednej jesteś z nim duszy”. Tak, wszystko zaczyna się od poranka. Na szczęście Poeta, autor ponad tysiąca wierszy nie podaje konkretnej godziny porannego wyjścia ku światu. Nie ma więc znaczenia czy ktoś jest rannym ptaszkiem. Ważne jest coś innego. Uff, przyznam, że poczułam ulgę.
Natomiast Tagore jak najbardziej był rannym ptaszkiem i to już jako mały chłopiec. Podczas, gdy większość jego zarówno ówczesnych jak i współczesnych rówieśników o 4. rano smacznie śpi, on przed wschodem słońca…ćwiczył jogę! Przyszły noblista był zajęty od 4(!) rano do 9. wieczorem. Przede wszystkim nauką.
„ Witaj dzień powstaniem!” - głosi jedna z tysiąca nieuczesanych myśli Stanisława Jerzego Leca, a kiedy już powstaniesz „ Nie bierz życia zbyt poważnie, i tak nie wyjdziesz z niego z życiem” – radził Frank Hubbard, amerykański humorysta.
Uśmiechnij się!( mimo wszystko)
Telefon rano:
- Cześć, co robisz?
- Jem śniadanie z żoną i psem, a ty?
- Ja z serem i pomidorem.
i jeszcze:
- Mamusiu, ja ciebie i tatusia nigdy nie opuszczę!
- A czemu ty, syneczku, tak grozisz rodzicom?
5.05.23
„ Mój pomysł na ćwiczenia to dobre, energiczne siedzenie”. Phyllis Diller (1917-2012)
A propos siedzenia. Ksiądz Józef Tischner lubił przywoływać następujący dialog: - Co robicie, baco, jak mocie cas? – Siedzę i myśle. – A jak ni mocie casu? – A to ino siedzę.
Za nami wyjątkowo długa majówka. Mniemam, że nie brakowało tych spośród nas, którzy jak ów baca siedzieli i myśleli. Ale i tych, którzy gdzieś wyjechali, coś obejrzeli i odkryli, czymś się zachwycili, czegoś spróbowali, z kimś się spotkali. To temat rzeka, do której nie będę wchodziła. Zwłaszcza, że nie umiem pływać. No, chyba że „ po warszawsku” jak się mawiało w czasach kryształowej wody w rzekach.
Co do odkryć to przyznam, że i ja mam swoje odkrycia majówkowe. Dokonałam ich nomen omen siedząc. Ale nie „ ino siedząc”, co oznaczałoby, że nie miałam „ casu”, bo jednak jeszcze czytałam. I tak: „ Schubert nigdy nie widział morza, a jednak żaden muzyk, malarz lub poeta, oprócz Homera, nie dał nam równie silnie odczuć jego spokojnego piękna, tajemniczości i potężnego gniewu jak on.”- wyczytałam w „Księdze z San Michaele”. Co więcej: „ Nie zaznał nigdy miłości kobiety, a przecież w jego „Małgorzacie przy kołowrotku” brzmi rozdzierający krzyk namiętności[…] Nie ma słodszej pieśni miłosnej niż jego Serenada” I wreszcie najbardziej zdumiewające odkrycie: „Ten, który pisał i tworzył muzykę, nie posiadał nawet fortepianu!"
Odkryłam też autorkę dzisiejszego motta, amerykańską humorystkę, jedną z pierwszych kobiet komików, Phyllis Diller, o której pojęcia nie miałam. Dożyła 95 lat, pozostawiła po sobie między innymi - 50 tysięcy dowcipów!, które opowiadała w pierwszych telewizyjnych stand-upach jako gospodyni domowa, którą faktycznie była, do tego z pięciorgiem dzieci i niepracującym mężem. Pozostawiła też niezliczoną ilość strojów scenicznych, kilkanaście książek ( niestety nie ma polskich wydań) i kilkadziesiąt ról filmowych. Ale do rzeczy.
Phyllis Diller uważała, że „ Jeśli nie masz zmarszczek, nie śmiałaś się wystarczająco.” Uwielbiała chodzić do… lekarza, tłumacząc to tak: „Gdzie indziej mężczyzna spojrzałby na mnie i powiedział: „Proszę się rozebrać” A gdy lekarz już obejrzał jej ciało: „ Zapytałam: Czy jest jakaś nadzieja? Odpowiedział: Tak. Reinkarnacja.” Z kolei kiedy zapytała fryzjera, w czym jej będzie do twarzy, usłyszała, że w kasku piłkarskim Los Angeles Rams. Mawiała też: „Wiesz, co sprawia, że jestem pokorna? Lustro!” i przyznawała: "Im jestem starsza, tym zabawniejsza się staję". Dlaczego? Bo co do jednego nie miała wątpliwości, że: „Uśmiech to krzywa, która wszystko prostuje.” Cudnie.
Dzisiejsze motto według Phillis Diller przypomniało mi inny pomysł, jaki miała wciąż aktywna i najstarsza dziś na świecie, bo 97. letnia gimnastyczka, Johanna Quaas. O ile w przypadku amerykańskiej humorystki możemy się jedynie domyślać do kogo adresuje swój pomysł ( zmęczone gospodynie domowe?), to niemiecka gimnastyczka już lata temu mówiła wprost: „ Dla tych, którzy są leniwi i nie chce im się ruszać na stojąco, najchętniej opracowałabym „ łóżkową gimnastykę”. Pod kołdrą też można ćwiczyć – napinać brzuch, poruszać stopami, napinać ramiona, palce.” Moim zdaniem to jeszcze nie wszystko, jako że katalog „ łóżkowej gimnastyki” ( nie tylko dla leniwych) wydaje się niewyczerpany.
Tak czy siak majówka za nami. Przed nami zaś codzienność i mozolne pchanie taczki życia, które na szczęście zawsze można urozmaicić … ćwiczeniami. Oczywiście według własnych upodobań.
UŚMIECHNIJ SIĘ! ( mimo wszystko)
Szkot zwraca się do syna, któremu kupił nowe buty:
- Oszczędzaj je!
- Ale jak?
- Rób większe kroki!
i jeszcze:
- Panie doktorze, czy ja wyzdrowieję?
- A wie pan, sam jestem ciekaw!
25.04.23
„Jeśli za mało książek znasz - to ci wychodzi na twarz.” – Wojciech Młynarski ( 1941- 12017)
Za nami 29. Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich, który przypada na 23. kwietnia. Jako pasjonatka czytania nie mogę pominąć milczeniem tego faktu. Zgodnie z powiedzeniem, że lepiej późno niż wcale dzisiejszy wpis poświęcam książkom i czytaniu.
„ Gdy nie mam nowych książek, wysycham jak pustynny obszar”- czytam w „ Pamiętniku poety” Kazimierza Wierzyńskiego i myślę sobie, że ja też tak mam. Nie mniej gdybym miała wskazać swoją ukochaną książkę byłabym w rozterce. Inaczej rzecz się miała z Tadeuszem Różewiczem, który w tomie zawierającym jego różne teksty „ Margines, ale…” wyznaje:
„ Moja ukochana książka to były „ Syzyfowe prace”, kiedy sam chodziłem do gimnazjum. Prus, Sienkiewicz, Żeromski. Ta trójca kształtowała naszą młodość. Naszą wyobraźnię, nasze serca, naszą inteligencję, nasz język i naszą miłość do ojczyzny”
Ciekawa jestem, jakie to lektury kształtują ducha i charakter dzisiejszej młodzieży? Czy młodzi znajdą w nich coś choćby zbliżonego do przesłania, które Prus kierował do ówczesnych młodych w „ Kronikach warszawskich”: „ Rozszerzaj wiedzę swoją we wszystkich kierunkach, nie ograniczając się do roli biernego obserwatora. Bądź badaczem krytycznym, nie tylko poznawaj, co się dzieje, ale sądź i oceniaj wartość zjawisk.” Moim zdaniem to przesłanie uniwersalne. Tak dla młodego jak i starszego pokolenia. Ale kto dziś czyta „ Kroniki warszawskie”? Co więcej, kto wie o ich istnieniu?
Natomiast ten, kto czyta Wojciecha Młynarskiego wie, że dzisiejsze motto pochodzi z utworu Mistrza pt.: ''Chirurgia plastyczna", diagnozującego stan umysłu niektórych ludzi:
„ Drogi rodaku z kolczykiem w uchu, Z łańcuchem dokoła szyjki, /…/ Bo przyznać musisz, słodki łobuzie, / Z gadżetów pełną chatą, / Że ładne wszystko masz - oprócz buzi! / Buzię masz ryjowatą...” – i radzę się owym rodakom nie obrażać, bo Mistrz wie o czym mówi. Najpierw podaje przyczyny tego stanu rzeczy:
„ Jeśli za mało książek znasz - to ci wychodzi na twarz. Gdy nie wiesz, kim był J.S. Bach - to spłaszcza ci czółka dach. Nieznany ci Edypa los - to deformuje ci nos. Gdy nie wiesz, co to savoir-vivre - żuchwę masz grubą, aż dziw!”, by za chwilę jak na Mistrza przystało, podać pomocną dłoń choć poprzedzoną dygresją:
„Owe przykłady można by mnożyć, / Proszę szanownych pań, panów, / I całkiem długą listę utworzyć/ Zdeformowanych organów. /Niech więc rodakom sprawa ma służy, / Tu się nie trzeba lenić: / Znam dwóch chirurgów plastycznych, którzy / Mogą ten stan odmienić! / Dwójka chirurgów jest w stanie / Zmienić wam twarz, bez wątpienia:/ Myślenie i Oczytanie.../ I tak przez trzy pokolenia!”
Bohumił Hrabal czeski pisarz z pewnością nie musiał korzystać z „ dwójki chirurgów”. W książce „ Drybling Hidegkutiego” dzieli się doświadczeniem czytelniczym, które przyznaję, zrobiło na mnie duże wrażenie:
„Gargantua i Pantagruel” ta renesansowa biblia Rabelaisa to mój drugi uniwersytet. Moja Magna Charta Libertatum ( czyli Wielka Karta Swobód lub Wielka Karta Wolności)” – punktuje czeski pisarz. Szacun Panie Hrabal! Wstyd się przyznać, ale już trzy razy podchodziłam do tegoż arcydzieła i za każdym razem ponosiłam czytelniczą porażkę. Zapowiadało się wspaniale, bo w dedykacji Rabelais napisał: „ Śmiech to najlepsze lekarstwo na zgryzotę co sercu dopieka. Lepiej śmiechem jest pisać niż łzami.” Cóż, nie wykluczam, że ze śmiechem podejdę po raz czwarty do arcydzieła. A potem, piąty, szósty...
Hrabal powiedział też, że „ Kanoniczną księgę Cnoty” Lao-Tsy oraz „Sklepy cynamonowe” Schultza czyta każdego roku ponieważ „To moje doroczne Święto wiosny i to z kwietniowym gromem.”
Jeszcze większe wrażenie zrobiła na mnie ilość i różnorodność przeczytanych książek przez Wisławę Szymborską, której jestem fanką. Po przeczytaniu 848. stron „ Lektur nadobowiązkowych” byłam zachwycona. Wisława czytała wszystko. Od poradników, leksykonów, encyklopedii, słowników, kalendarzy, biografii, obejmujących ludzi i wydarzenia z każdej epoki przez książki ze świata zwierząt i roślin a i to nie wszystko. Bo jak napisałam czytała wszystko. Szacun Pani Wisławo do nieskończoności!
Kończę żartem wyczytanym w najnowszej książce Ryszarda Koziołka pt. „Czytać, więcej czytać”: Na Krupówkach do góralki sprzedającej sery podchodzi turysta.
- Czy te oscypki są z owczego mleka?
– Przeca je luty, łowce w lutym mlyka nie dajom.
– A niby skąd ja to mam wiedzieć?
– Trza cytać, panocku, dużo cytać.
11.04.23
„ Ile ważnego w tym co nieważne/ ile potrzebnego w tym co niepotrzebne/ ile uśmiechu w tym co niewesołe” – ks. Jan Twardowski (1915-2006)
W Wielkim Tygodniu pogoda nas nie rozpieszczała. Było zimno, deszczowo, a nawet śniegowo. Innymi słowy było niewesoło. Gdzie w tym był uśmiech? No chyba tylko w dywagacjach, że to nawet lepiej, gdy jest gorsza pogoda przed Wielkanocą, bo lepsza być może. I była.
A gdzie jest uśmiech w dzisiejszych niewesołych czasach? Bo gdzieś przecież jest skoro niewesoło jest. Co więcej, to uśmiech bezcenny i nie każdy go dostrzeże. Raczej nieliczni niż większość.
Anna Dymna, wspaniała kobieta wielu talentów przyznaje, że to podopieczni jej Fundacji „Mam marzenie” czyli ludzie chorzy i cierpiący nauczyli ją „ prawdziwej radości ponad wszystkie smutki, lęki i cierpienia”. To oni „ skazani na nieuchronną , przedwczesną śmierć umieją cieszyć się z każdej chwili, drobnych rzeczy, spotkań, dostrzec wiele powodów do uśmiechu.” Dziewczyna na wózku, która rusza tylko jedną dłonią, a jednak cały czas się uśmiecha, na pytanie dlaczego to robi odpowiedziała:” Bo jestem szczęśliwa. Nie widzisz? Popatrz Aniu za okno, jak dziś jest pięknie, jak srebrzyste są krople deszczu”. Uśmiecha się bo jest wybrana do specjalnego zadania. Jakiego? Dziewczyna wyjaśnia: „ Gdy popatrzysz na mnie, to musisz sobie zdać sprawę, jaka jesteś szczęśliwa. Gdyby mnie nie było, mogłabyś się tego nigdy nie dowiedzieć.” I Anna Dymna zrozumiała coś, czego nie może zrozumieć większość osób zdrowych, ale zawsze narzekających.
Dla Anny Dymny wzorcami są ludzie, którzy potrafią dostrzec uśmiech w tym, co niewesołe. Bo jak leje deszcz to mówią: „ fantastyczne, bo susza jest, nie będę musiał podlewać ogrodu”, a jak upał, to „ wygrzeją kości” a jak wichura, że łeb urywa, to znów „ jak miło, gdy się wraca do zacisznego domu”. Ile uśmiechu w tym, co niewesołe? Dużo.
„ Gdy się ma taki stosunek do życia, to jakoś łatwiej żyć. I łatwiej się uśmiechać”- konkluduje Anna Dymna i jak przystało na Kawalera albo raczej Damę Orderu Uśmiechu twierdzi, że: „ Można pić szklankami sok z cytryny i szczerze się uśmiechać”- czytam w książce Szymona J. Wróbla „ Humorem i (U)Śmiechem”.
Teraz z innej beczki. Czy będąc więźniem Pawiaka można było mieć dobry humor? Pytanie na pozór wydawać się może bez sensu, prawda? A jednak. „ W więzieniu nie opuszcza go humor. Chętny do żartów, rozśmiesza kalamburami, recytuje wiersze – przez dwanaście dni jest ładunkiem wiary i siły dla całej grupy ludzi”- czytam w „Na przekór nocy” Aleksandra Maliszewskiego. Któż był tym więźniem? Tadeusz Hollender, polski poeta, tłumacz i satyryk, który 31 maja 1943 roku zostaje wyprowadzony z Pawiaka i rozstrzelany w ruinach warszawskiego getta.
„ Żart jest orężem bezbronnych”-powiedział Albert Moravi. Stąd między innymi humor okupacyjny i obozowy. „ Kiedy jeden spośród więźniów oczekujących na wykonanie wyroku zażartował, że musi teraz bardziej o siebie dbać, żeby zdrowym wyjść przez komin, szczerze rozbawił tym współtowarzyszy z celi”- czytam opowieść dr Wandy Witek- Malickiej o obozowym humorze w książce Szymona J. Wróbla.
I jeszcze jeden bezcenny uśmiech w tym co niewesołe z „Na przekór nocy” : „ Kiedyśmy dziś dopadli do talerza zupy, zaczęło trząść budynkiem, kapuśniak pokrył się kożuchem pyłu, odstawiłem zniechęcony, a Woźniak: - Nie grymaś pan, wapno zdrowe na płuca”.
O, tak „ Poczucie humoru jest lekarstwem na prawie wszystkie nieszczęścia tego świata”- wierzył H. Jackson Brown.
A kiedy człowiek doświadcza końca czegoś dobrego, często reaguje płaczem i nawet nie pomyśli, że mógłby inaczej. Tymczasem Gabriel Garcia Marquez radził w takich sytuacjach: „ Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło”. To też potrafią nieliczni.
Uśmiechnij się!( mimo wszystko)
Szef do pracownika:
- Gdzie pan był? Wszędzie pana szukałem!
- No cóż, niełatwo znaleźć dobrego pracownika.
28.03.23
„ Wiosna to jest taki czas,/ Że się zieleń puszcza z nas./ W formie myśli oczywiście,/ a nie jako źdźbła/ Lub liście”. Ludwik Jerzy Kern ( 1920-2010)
Wiosna a zwłaszcza jej początek, to też taki czas, kiedy może wracać trochę zimy - jak dziś. Zima może też wracać w kwietniu w myśl przysłowia: „ Kwiecień plecień, bo poprzeplata: trochę zimy, trochę lata”. Trzeba zatem uzbroić się w cierpliwość a wiosenne kaprysy pogodowe przyjmować ze spokojem i bez nerw. Cóż- róbmy swoje! A pogoda - swoje.
Co prawda w kalendarzu pozostały jeszcze trzy marcowe kartki, ale już teraz chcę przywołać pełne optymizmu: „ Kiedy starzec przebył marzec – będzie zdrów”. Podoba mi się taka diagnoza. W końcu wiosną skończyć się powinny wszelkie reumatyzmy, przeziębienia, anginy, grypy i inne wirusy. Co więcej „ Najlepszym wiosennym lekarstwem jest - działka./ Działka nam zdrowie wprowadzi do ciałka./ Gdy w łapki się chwyci szpadelek / Lub grabki/ znikają bronchity, / katary./I sapki”- dodaje Ludwik Jerzy Kern.
A propos działki. W 1966 roku w styczniowym numerze tygodnik „Przekrój” zamieścił kupon na próbki nasion mało znanych, a wartościowych warzyw: cykorii sałatowej, skorzonery ( zwanej inaczej wężymordem),brokułów i sałaty kruchej( zupełna nowość). Nadeszło 20500 listów z kuponami. Wynik, który przyprawił o ból głowy pomysłodawców tego przedsięwzięcia. Redakcja miała bowiem obiecane z ówczesnej Centrali Ogrodniczej „ jedynie” 50 tysięcy próbek owych nasion. Dlatego w numerze kwietniowym ukazał się komunikat, dlaczego nie wszyscy zainteresowani otrzymają próbki. Takie to były czasy.
A „Wiosnę w ogrodzie” namalował Hans Bol. W muzyce utrwalił jej piękno Haydn (Pory roku) i Strauss ( Odgłosy wiosny). Na cześć wiosny układała rymy Safona. I oczywiście nasz Ludwik Jerzy Kern, który w swoim twórczym dorobku ma ich sporo, czego dowodem dzisiejsze motto z wiersza „ Wiosenne szaleństwo”.
I właśnie wracając do motta. Dokąd to „ puszcza się więc myśl zielona,/ Płocha/ Słońcem ośmielona” ? Otóż „ człek nagle czuje smak,/ By coś ekstra zrobić tak”
Bo skoro „ Hiacynt pachnie, mamma mia!/ Krokus z ziemi się przebija,/ W pączkach się zaczyna ruch/ Och, poszaleć by tak, uch!” Jak? Może „ Po poręczy zjechać w dół?/ E, za długo bym to czuł” No to może „ Wleźć na drzewo?/ Albo płot?/ Nie, nie jestem taki trzpiot” Jak widać nie takie to proste z tym poszaleniem…w pewnym wieku. Trzeba coś innego wymyślić, tym bardziej, że: „ Chęć mi aż rozsadza duszę,/ Coś ja jednak zrobić muszę./ Coś takiego szalonego,/ Niezwykłego,/ Wiosennego” W końcu: „ Mózg na chwilę się wysilił/ I w tej właśnie oto chwili/ Skonkretniała moja myśl: / Wiem./ Bez płaszcza wyjdę dziś!” Może niekoniecznie dziś, ale miejmy nadzieje, że i my lada dzień tak poszalejemy.
Zwłaszcza, że tegoroczna Wielkanoc tuż, tuż. Ponoć ma być najdroższa od lat. Hm… Być może nie byłaby aż taka droga, gdyby nie myliło się nam Święto Ducha ze Świętem Brzucha – jak mawiał Stefan Kisielewski.
Póki co, za „Przekrojem” tym razem z roku 1981 proponuję taką zagadkę świąteczną:
„ - Co starsze, czajka czy jajka?- Czajka. – A z czego czajka? – Z jajka. A więc starsze jajka? A kto znosi jajka? – Czajka.
- Kto świat ten bez początku i końca uznaje, niech powie, co pierwszego, czy kokosz czy jaje?”
I ostatnie już dziś przysłowie na kwiecień ( według Stefana Friedmanna):
„ Nic się nie dzieje bez przyczyny nawet – imieniny”. A propos. Już 1.kwietnia imieniny Grażyny, a potem sporo innych równie popularnych. „ Chyba sobie kropnę- powiedział deszczyk.”
Uśmiechnij się ! ( mimo wszystko)
- Jakie były dwa najpopularniejsze imiona w PRL?
- Iza i Ania, bo w kolejce stało się i za masłem, i za chlebem, i za cukrem, a w sklepach nie było ani masła, ani chleba, ani cukru.
16.03.23
„ Lubię się wygrzewać / w słońcu, które jest we mnie”- Anna Świrszczyńska (1909-1984)
i dalej: „ Wyciągam powoli / cztery łapy i ogon, / zamykam ślepia / i mruczę. Jak dobrze mieć na własność/ podręczne słońce”- napisała w wierszu „ Podręczne słońce” znakomita poetka Anna Świrszczyńska.
Wybrałam ten cytat, gdyż uważam, że takie „ podręczne słońce” to niezła alternatywa jeśli nie możemy wygrzewać się w oddalonej od nas o 150 milionów kilometrów(!)) „ ciepłej kołderce”, jak nazwał słońce Erich Maria Remarque w „Łuku Triumfalnym”. Natomiast Mikołaj Kopernik, który jak uczono nas w szkole „ wstrzymał słońce, ruszył ziemię”, o słońcu mówił, że to„ latarnia świata i władca”. Też racja. W tym roku przypada 550. rocznica urodzin wielkiego astronoma, stąd obecny rok jest między innymi i jemu dedykowany.
Tymczasem nie za dużo było dni w pierwszej połowie marca, w których mogliśmy się wygrzewać w słońcu. Za to sporo deszczu, a nawet śniegu, z czego najbardziej cieszyła się niechybnie przyroda i wszyscy świadomi niedoboru wody na świecie, a nawet jej braku w przyszłości, o ile spełni się czarny scenariusz naukowców. Jednak póki co „ jak mówią łabędzie, co będzie to będzie, nie myli się tylko ten saper, który nie wychodzi z bunkra”, no i może zdarzyć się cud, który ludzkość uratuje. Tego się trzymajmy, ale też wodę oszczędzajmy.
Jeśli wierzyć porzekadłu „ Nie wywołuj wilka z lasu” to być może dzisiejszym wpisem uda mi się wywołać słońce nie tyle z lasu, co zza chmur. Bo przecież ono tam jest. Jednak jak widać słońcu i chmurom nie po drodze jako że: „ Słońce chadza w prostej szacie ze światła. Chmury odziewają się w przepych”- co z kolei pięknie odział w słowa niezwykle uduchowiony poeta Rabindranath Tagore.
Przyznam, że bardzo lubię zarówno deszczowe dni jak i te, w których „ Słońce wkomponowało się w gałęzie sosny i kokietuje poranną urodą” -jak pisał poeta Aleksander Maliszewski w swoich wspomnieniach. Zwłaszcza, że przed naszym domem nie tylko rośnie pięć dorodnych sosen, ale też dwie brzozy, które nazywam siostrami bliźniaczkami. Nasze drzewa - jakby powiedział Tagore: „ niby pragnienia ziemi wspinają się na palce, aby zerknąć do nieba”. I z każdym rokiem mają do niego bliżej. Natomiast za ogrodzeniem rosną całe pokolenia sosen i brzóz , także starych dębów, klonów, innymi słowy rośnie las. Jeszcze rośnie. Nawet lepiej byłoby powiedzieć, że trwa. Niewiele go już zostało odkąd wkroczył do niego człowiek ze swoimi planami, które realizuje bezwzględnie z pomocą piły, za nic mając rolę lasów w światowym ekosystemie, od którego zależy człowiek. Wyciętych drzew nic nie zastąpi, nie ma tu żadnej alternatywy. Kiedy widzę kikuty wyciętych zdrowych drzew, od razu przychodzą mi do głowy słowa Norwida, że „ najniewdzięczniejszy twór na świecie: człowiek”, i zgadzam się z Ayn Rand, że „ Człowiek jest jedynym żyjącym gatunkiem mającym moc działania na swoją zgubę i tak też działał w przeważającym okresie swej historii.” I tak też działa dziś.
Wracając do słońca, które „ otula cię ciepłem i opromienia światłem – za darmo” i stąd kojarzone jest z radością i uśmiechem. Nie przypadkowo Viktor Hugo powiedział: „ Śmiech – to słońce spędzające zimę z ludzkiego oblicza.” Nie przypadkowo Bogumił Hrabal wyznał, że „ Gdzie nie ma słońca, tam i ja nie zachodzę. Z wyjątkiem gospody.” Nie przypadkowo wreszcie na międzynarodowym odznaczeniu Orderu Uśmiechu widnieje śmiejące się słoneczko. Spośród 44 tysięcy nadesłanych przez dzieci projektów na tenże order ( 1968), najczęściej powtarzał się motyw ze słońcem. Wygrał projekt 9-letniej Ewy Chrobak przedstawiający właśnie uśmiechnięte słońce. Już za kilka dni pierwszy dzień wiosny, w którym historycznie powinien być przyznany kolejny Order Uśmiechu na wniosek wyłącznie dzieci. Ciekawa jestem do kogo tej wiosny uśmiechnie się słońce nie tylko to na niebie?
Jednym z Kawalerów tegoż orderu (1972) był Jerzy Ludwik Kern, który radził: „ Czyś jest nikim, koteczku,/ Czy też jesteś personą,/ Ty się przypatrz słoneczku,/ I postępuj jak ono./ Czy u siebie za biurkiem,/ Czy w tak zwanym terenie,/ Ty uśmiechaj się ciągle,/ Ty rozsyłaj promienie./ Jeśli szlag chce cię trafić/ Gdzieś przez jakąś figurkę,/ Ty postępuj jak słońce,/ Ty się schowaj za chmurkę./ Ty przeczekaj ten moment/ Za tą chmurką, a potem/ Znów się pokaż promienny/ Znów rozsiewaj ciepłotę.[…]
Uśmiechnij się ! ( mimo wszystko)
Klient reklamuje w sklepie kupiony rower.
- Panie, to siodełko jest do dupy!
- A do czego by pan chciał?
Jaka pogoda w najbliższy weekend?
W najbliższy weekend będzie 30 stopni:
15 w sobotę i 15 w niedzielę.
28.02.23
„ Za nami przeszłość/ Przed nami przyszłość./ A w środku…brak pieniędzy”- Fryderyk Jarosy( 1890-1960)
Zaczynam wpis ostatniego dnia lutego. Tegoroczny ma zaledwie dwadzieścia osiem dni, co jest dużą uprzejmością z jego strony biorąc pod uwagę stan naszych portfeli. O całe dwa, a nawet trzy dni w stosunku do innych miesięcy przyspiesza bowiem dopływ gotówki. Wtedy może dojść do takiej rozmowy dwóch emerytów: „ - Dostałem dziś emeryturę, chyba zaszaleję.- Jak? – Włączę światło na pół godziny!”.
Tymczasem jak mawiał Fryderyk Jarosy, polski konferansjer i reżyser teatralny węgierskiego pochodzenia: „ Życie idzie dalej” czy też „ Jutro będzie lepiej”. Racja, przecież od jutra nowy miesiąc, nowe troski, ale i nowe nadzieje.
A propos nadziei. Najwyższy czas zamienić w polskim porzekadle o nadziei, matkę głupich na matkę odważnych. Jak bowiem mówił Ludwik Hirszfeld „ Nadzieja matka głupich? Przeciwnie, nadzieja to matka tych, którzy nie boją się rzucić swoich myśli w daleką przyszłość”. A mówił to w getcie warszawskim do jego mieszkańców. Nie trudno się domyśleć, czego dotyczyła nadzieja mieszkańców getta i jak niewielu doczekało jej spełnienia. Podobnie rzecz się ma dziś z mieszkańcami krajów, gdzie toczą się wojny, na przykład w Ukrainie. Przytoczę za Tygodnikiem Powszechnym wypowiedź emerytowanej profesorki fizyki (74 lata) Hałyny Łehkowej: „ Czekam aż wrócą z Niemiec córka i wnuk. Strasznie za nimi tęsknię. Zbierzemy się całą rodziną. Zrobię im ulubione jedzenie, na pewno upiekę tort napoleon. Będziemy się radować jak nigdy” i kierowniczki poczty (42 lata) Oksany Malcewy: „ Kiedy ogłoszą zwycięstwo, pewnie popłaczę się ze szczęścia. Wróciłyby moje dzieci, wszystkie bym przytuliła i zrobiła szaszłyki”. Oby jak najwięcej ludzi, którym wali się świat, gdzie trwa wojna, doczekało spełnienia swoich nadziei.
Nie spełniły się do dziś nadzieje Stefana Jaracza, który podczas II wojny światowej najpierw powiedział: „ Jeden buduje dom, a drugi, sukinsyn, przylatuje i go rozwala”, a potem postawił – wciąż aktualne- pytanie: „ Czy nadejdzie taki czas, że człowiek nie będzie miał odwagi skrzywdzić człowieka?” i z mocną nadzieją odpowiedział: „Musi, bo inaczej cały ten okrągły wózek byłby do dupy”. Ciekawe co by dzisiaj powiedział Stefan Jaracz? Aktor teatralny i filmowy, pisarz, założyciel i dyrektor teatru Ateneum w Warszawie, który o sobie mówił, że jest „ literką w wielkiej księdze wszystkich losów”.
A jak się nam marzec potoczy i w co się potoczy? Rzucam odważnie swoje myśli może nie w daleką a jedynie w marcową przyszłość. Na pewno potoczy się w czas letni, chociaż to wiosnę a nie lato zainauguruje. Będą dłuższe dni i więcej słońca. Będzie okazja, by zastosować się do rady Bhila Bosmansa, który zachęcał: „ Wpatruj się w niebo i śpiewaj z radości, gdyż słońce otula cię ciepłem i opromienia światłem – za darmo”. W czasach drożyzny, której końca nie widać, to prawdziwe szczęście, moim zdaniem, doświadczać czegoś dobrego za darmo. Darmowe będą też coraz radośniejsze ptasie trele. Marzec potoczy się w wyjątkowe dni, bo do bardzo popularnych imienin, o Dniu Kobiet nawet nie wspominam. Chociaż o jednej kobiecie przy tej okazji owszem wspomnę. Maria Czubaszek pozostawiła po sobie spory katalog wiecznie aktualnych wypowiedzi, chociaż co do wiecznych rzeczy to jej zdaniem: „ Z wszystkich wiecznych rzeczy najbardziej wieczne bywa pióro. Najmniej, moim zdaniem, miłość”. A co do kobiet to zwracała uwagę, że: „ Kobieta potrafi z niczego zrobić trzy rzeczy: sałatkę, kapelusz i awanturę. Prasa natomiast na pewno potrafi ze wszystkiego zrobić jedno. Sensację.” Jaka szkoda, że katalog ten już się nie powiększy.
Natomiast Kazimierz Rudzki potrafił robić jedyną w swoim rodzaju konferansjerkę. Podczas jednej z nich zwierzył się publiczności, że są pytania, na które nie ma odpowiedzi. Jednym z nich, zdaniem Rudzkiego jest to, które lubią zadawać kobiety: „Czy mnie kochasz?” Po czym tłumaczył: „ Na takie pytanie, proszę państwa, po prostu nie ma odpowiedzi. Bo jeżeli powiemy „nie”, to łamiemy życie jej, a jeżeli odpowiemy „tak”, to łamiemy życie sobie”.
Autor dzisiejszego motta Fryderyk Jarosy też miał swoje zdanie o kobietach, powiedział: „ Kobieta jest jak kołnierzyk. Bo dopiero jak ma się ją na szyi, widzi się, jaki to numer”.
W co jeszcze potoczy się marzec? Jak głosi powiedzenie: Pożyjemy, zobaczymy.
Uśmiechnij się! ( mimo wszystko)
Rozmowa dwóch emerytek:
- Wiesz, jem teraz o połowę mniej.
- Dieta?
- Nie, drożyzna.
15.02.23
„ Dziś jest to jutro, o które martwiłeś się wczoraj”. Mark Twain ( 1835-1910)
W 1918 roku ukazuje się książka „Rzeczy wesołe”. Henryk Zbierzchowski, autor zebranych w niej wierszyków, pod pseudonimem Nemo podjął się dawać codziennie (!) przez czas wojny do „ Gazety Porannej” avant propos, wesoły wierszyk aktualny. Autor przeliczył się podobnie jak cała ludzkość co do trwania wojny. Był bowiem przekonany, że wojna nie potrwa długo, tymczasem trwała od 1914 do1918 roku.
Trudno nie wspomnieć w tym kontekście trwającej już blisko rok wojny Rosji z Ukrainą. „ Możliwe, że ten świat jest piekłem jakiejś innej planety”- miał powiedzieć Aldous Huxley. Nie wiem co miał na myśli autor napisanej blisko sto lat temu książki „ Nowy wspaniały świat” - jednej z najsłynniejszych antyutopii w literaturze XX wieku- ale słowa te moim zdaniem najtrafniej oddają tragizm wydarzenia wskutek którego giną niewinni ludzie. Jakimi bowiem słowami opisać niedawne trzęsienie ziemi na granicy turecko-syryjskiej jak nie piekłem nie z tej Ziemi?
Wobec powyższego, ale też wobec osobistych trosk dużą sztuką obecnie jest odpowiedzieć na pytanie stanowiące tytuł jednego z wierszy w „Rzeczach wesołych” a mianowicie „ Skądże tu humor brać?” Z drugiej jednak strony mimo, że humor cierpi dziś z powodu nadmiaru smutku to jak przekonywał Kazimierz Rudzki życie jest absolutnie niemożliwe bez – humoru.
A zatem skąd tu humor brać? Nie każdy jest w tak komfortowej sytuacji jak Wille Rogers, amerykański aktor filmowy i artysta wodewilowy, który przyznał, że: „ Niewielka to sztuka być humorystą, kiedy na ciebie pracuje cały rząd”? No proszę, to tak jak u nas.
George Burns amerykański komik, który dożył setki nie omieszkał podzielić się obserwacją a propos rządzenia w swoim kraju: „ To bardzo źle, że wszyscy, którzy dobrze wiedzą, jak rządzić tym krajem, zajmują się prowadzeniem taksówek i strzyżeniem włosów”.
Swoją drogą z powiedzonek Georga Burnsa niewątpliwie płynie wartki strumień humoru. Choćby z takich: „ Czy ja jestem zadowolony, że jestem tutaj? W moim wieku jestem zadowolony, że jestem gdziekolwiek” albo „ Jedyną praktyczną zaletą starości jest to, że można śpiewać podczas mycia zębów”
Podobnie rzecz się ma z zabawnymi powiedzonkami – bardziej lub mniej znanych autorów jak i anonimowych -w książce „ Pigułki rozweselające” Aloszy Awdiejewa, który przyjechał do Polski w 1974 i już tu został. Dzisiejsze motto to jedno z nich. Powiedzonka te zgodnie z intencją Autora faktycznie ratują przed smutkiem, co sama sprawdziłam. Oto kilka z tych anonimowych: „ Prześladują mnie mądre myśli, ale ja jestem szybszy” lub: „ Mój pies jest tak leniwy, że czeka, aż jakiś inny pies zaszczeka. Wtedy kiwa głową” albo takie: „ Jeśli sumienie cię nie gryzie, to znaczy, że już się najadło” i jeszcze: „Lekarstwa najbardziej pomagają tym, którzy je sprzedają” oraz: „ Dziś nic nie zdążyłem zrobić, dokładnie tak jak planowałem” i na koniec: „ - Panie doktorze, dzwoni mi w uszach!- Nie odpowiadaj pan!” Bez dwóch zdań rozweseliły mnie cytowane powiedzonka, choć zdaję sobie sprawę, że każdy ma własne poczucie humoru.
Najważniejsze, żeby w ogóle je mieć. Wszak humor – jak pouczał Władysław Tatarkiewicz – przyczynia się wybitnie do szczęścia zwłaszcza jako postawa wobec życia, a szczególnie wobec własnych przygód, i to wcale nie wesołych i pomyślnych, lecz właśnie smutnych i niepomyślnych. Chociaż z drugiej strony jak głosi kolejne anonimowe powiedzonko: „ Ludzie, którzy nie mają poczucia humoru, nie powinni niczego się bać, bo najstraszniejsze dla nich już się zdarzyło”.
Wracając do wesołych wierszyków, które zgodnie z obietnicą przez cały okres trwania pierwszej wojny światowej codziennie publikował pod pseudonimem Nemo - Henryk Zbierzchowski, to stały się one niezbędną przystawką w porannym menu wiadomości: służyły aktualności i żyły z aktualności. Najwyższy też czas oddać głos ich Autorowi.
No więc „ Skądże tu humor brać? / Natchnienia ognie gasną. / Trudno jest nam się śmiać / Gdy chłodno, głodno, ciasno./ Głowę w poduszki wsadź / Może twe troski zasną. / Skądże tu humor brać?/ Niech to pioruny trzasną!”
Uśmiechnij się! ( mimo wszystko)
- Jankiel, gdzie tak pędzisz?
- Na dworzec po teściową. Ona we środę przyjeżdża do Chełma.
- Ale dziś jest wtorek.
- Wiem! Ale w środę nie będę miał czasu.